Oniryczny, a przy tym serwujący co chwilę gwałtowne pobudki islandzki „Lamb” to kolejny po „Midsommar. W biały dzień”, „Dziedzictwie. Hereditary” czy „The Lighthouse” przebój firmowany przez amerykańskie studio A24, specjalizujące się w kinie gatunkowym w mocno odświeżonej wersji.
Choć jednym kopytkiem tkwi w ludowych wierzeniach, ten wywołujący dreszcze film opowiada na wskroś współczesną historię o ciemnej stronie macierzyństwa, żałobie i dzikości, która drzemie w nawet najspokojniejszych sercach.
Akcja „Lamb” rozgrywa się na osamotnionej owczej farmie, którą prowadzi milcząca para, María i Ingvar. Ich spokojne, wypełnione pracą życie odmieni się, gdy w zagrodzie przyjdzie na świat niezwykła istota.
Pod wpływem niesamowitych zdarzeń owce przestaną milczeć, zaś w ludziach obudzi się zwierzęcy instynkt. W półmroku białych nocy, pośród surowych, nasiąkniętych mgłą wzgórz zatrze się granica pomiędzy cywilizowanym a dzikim.
Wraz z tajemniczym stworzeniem narodzi się pytanie o to, czyją matką tak naprawdę jest natura?
Debiut Valdimara Jóhannssona, który otrzymał nagrodę za oryginalność w canneńskiej sekcji Un Certain Regard, wiele zawdzięcza scenariuszowi.
Jego współtwórcą jest Sjón, jedna z najciekawszych postaci islandzkiej sceny artystycznej: poeta, pisarz i muzyk, autor tekstów dla Björk (nominowany do Oscara za piosenkę do „Tańcząc w ciemnościach”) oraz współautor scenariusza do nowego filmu Roberta Eggersa „The Northman”.
Imponująca jest również obsada: w głównej roli zagrała gwiazda, Noomi Rapace („Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, „Prometeusz”, „Tożsamość zdrajcy”), Szwedka, która spędziła dzieciństwo na Islandii. Rola Maríi – kobiety przechodzącej głęboką transformację – należy do najlepszych w jej dorobku.
„Lamb” od 31 grudnia w kinach.
Fot/ GUTEKFILM
______________________