
„Nie widzieliśmy samolotu, ale go słyszeliśmy. Kiedy doszło do wybuchu, wszyscy uciekli. Po pewnym czasie wróciliśmy i próbowaliśmy zabrać rannych”.
Rzecznik premiera Etiopii Abiy Ahmeda i szef rządowej grupy zadaniowej ds. Tigray nie odpowiedzieli na prośby o komentarz w sprawie incydentu.
Wiadomość o nalocie pojawiła się w momencie, gdy etiopscy urzędnicy policzyli karty do głosowania w krajowych i regionalnych wyborach parlamentarnych, które odbyły się w tym tygodniu w siedmiu z dziesięciu regionów Etiopii.
W regionie Tigray, gdzie wojsko walczy z siłami Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigray (TPLF), będącej byłą partią rządzącą w danym regionie, od listopada nie odbyło się żadne głosowanie.
Ponadto obawy o bezpieczeństwo, a także problemy z kartami do głosowania przyczyniły się do opóźnienia głosowania w dwóch innych regionach.
W ostatnich dniach na północ od stolicy regionu Mekelle wybuchły nowe walki. Miejscowi poinformowali, że w ciągu ostatnich trzech dni siły TPLF wkroczyły do kilku miast na północ od Mekelle. Z jednego z nich wycofały się w ciągu kilku godzin.
Pracownicy służby zdrowia przekazali agencji Reuters, że etiopscy żołnierze uniemożliwiają dotarcie karetek pogotowia do rannych znajdujących się na miejscu zdarzenia, blokując główną drogę z Mekelle do Togoga.
„Powiedzieli nam, że nie możemy jechać do Togogi. W punkcie kontrolnym spędziliśmy ponad godzinę, próbując negocjować. Mieliśmy list z urzędu zdrowia, który im pokazaliśmy, ale powiedzieli, że to rozkaz”. Rzecznik wojskowy zaprzeczył informacjom o blokowaniu karetek pogotowia przez wojsko.
Autor; Dominik Serwacki
źródło: Reuters
Photo by Stéphane Hermellin on Unsplash