11 maja 2022

Refleksja dla pogubionych, policzek dla łajdaków

Przez ostatnie dwa lata coś się chyba wydarzyło w naszym życiu, coś, co zmieniło nasz świat w sposób drastyczny, może nieodwracalny. Od ostatnich miesięcy widać mnóstwo ukraińskich flag, chyba więcej niż polskich.

Niewielu już przejmuje się czy nawet pyta o izolację, zamknięcia, szczepienia … Walka z dyktatorem ze Wschodu jest teraz pilniejsza niż dwa lata zdruzgotanych praw, zawieszonych wolności, zagrożeń zdrowia i życia przez nieodpowiedzialne decyzje nielicznych w imieniu wszystkich.

Wydaje się, że większość drobiazgów dnia codziennego prawie wróciła do normy – prawie, biorąc pod uwagę stan względnej normalności z początku roku 2020.

Nieliczni zakładają jeszcze maski, w iluzorycznym mniemaniu o bezpieczeństwie, którego one nie zapewniają.

Jakby pstryknięto jakimś cudownym przełącznikiem: nagle okrutne osądy moralne, dwupoziomowe społeczeństwo, nakazy, przymus, nieprzyjemne spojrzenia, zamaskowane dzieci i dorośli z ciężkim oddechem, samotność, przetrącona gospodarka centralnie planowana …  odparowały i już tego nie ma. 

Przypomniałem sobie informację zza oceanu, która zdawała się spadać jak lawina na inne kraje świata.

Partia Demokratyczna, odpowiedzialna za większość zamordyzmu w USA, dostała dane politycznej firmy konsultingowej, ostrzegające, że taka polityka oznacza spektakularną porażkę w połowie kadencji … i BUMMM!!!! — cały orszak mandatów przesłanych tak, jakby były sprawami życia i śmierci, szereg żądań różnych organizacji zdrowia publicznego, mnóstwo restrykcji społecznych i barokowe instrukcje: jak i kiedy dyskryminować swoich rodaków, sąsiadów –  zniknęły, prysnęły jak szczur z akweduktu, że posłużę się tekstem z filmu Monty Pythona.  

Z dnia na dzień została zaprezentowana nowa doktryna, nowe znaczenie moralne, w pełni ukształtowane: dotyczyła obszaru konfliktu za miedzą, konfliktu tak naprawdę nie nowego, który trwa od przynajmniej 2014 roku.  

Teraz wojna jest szczególnie zła, inwazja zawsze okrutna i niesprawiedliwa.

Nie potrafię jednak usunąć ze swojego umysłu przekonania, że na całym świecie non stop trwają jakieś wojny, są uchodźcy, krwawe najazdy, czystki etniczne, tragedie, dramaty dzieci – porażka człowieka, jako istoty dominującej na planecie. 

Od dawna, od zawsze, bez pauzy, bez choćby jednego dnia spokoju. Teraz jednak cała uwaga koncentruje się tylko na tej jednej wojnie – barbarzyńców z rzekomo cywilizowanym Zachodem, słyszałem nawet i to w publicznej telewizji, o armii „orków” albo „gwałcicieli i grabieżców”.

Moi sąsiedzi, znajomi, nieznajomi, rodacy, robotnicy, chłopi, inteligencja i burżuazja, nie zauważają dziesiątków zniszczonych obszarów konfliktów i stref wojennych – ignorują je, ba, nawet nie mają o nich żadnego pojęcia.

Od Etiopii, gdzie od września zginęło ok. 50 000 osób, przez Sri Lankę, z jej katastrofalnymi brakami żywności, po wojnę narkotykową w Meksyku, która doprowadziło do 300 000 zgonów, po Afganistan, gdzie kobiety są łapane, poniżane i zamykane jak małpy w klatkach.

A ilu takich stref jeszcze nie wymieniłem? Z jakiegoś szczególnego powodu, nie przyciągają zbyt wielu kamer telewizyjnych, ponieważ nie dotyczą tragedii białej, dominującej (przynajmniej jeszcze) rasy. 

Można by pomyśleć, że  Polacy, z ich kosztowną i gruntowną edukacją, powinni pamiętać o takich niuansach, o tych zawiłościach i meandrach moralnych, które  kształtują (?) współczesne sumienia.

Niestety, ale nie. Ludzie w swej bezkształtnej masie robią to, co mówią im nieliczni, namaszczeni przez ordynację, media lub inne przejawy manipulacji umysłami.

Eksperyment społeczny, stada królików poddanych obserwacji.

I masa robi to, czego się od niej oczekuje; kiedy każe się im zwracać uwagę na jeden konflikt z wielu i ignorować resztę, bez względu na to, jak straszna może być reszta, oni to robią.

Tak jak, wtedy, gdy poinstruowano ich, aby bezkrytycznie poddali swoje ciała nieznanemu zastrzykowi mRNA i ofiarowali ciała swoich nieletnich dzieci, aby zrobiły to samo.

Kiedy poproszono ich, aby unikali siebie nawzajem i dyskryminowali swoich sąsiadów, zrobili to. 

A teraz, wielki aparat przekazu informacji na temat pandemii został wyłączony, a dramatyczny przekaz covidowy zastąpiono nowym, równie wciągającym dramatem: europejskim konfliktem zbrojnym, słabo dostrzeganym od ośmiu lat! 

Te dramaty, które w końcu (mimo, że bardzo jednostronne) docierają do wszystkich, są oczywiście prawdziwe, ale są też bardzo sugestywne.

Przeszłość została odkreślona? 

Teraz spaceruję w centrum miasta, w piękne, łagodne, słoneczne  popołudnie i czuję, że ten kraj i chyba inne kraje zaczynają oddychać wolnością, która krąży jak krew w żyłach po transfuzji.

Zaczynam dostrzegać ten powiew zdrowia i nadziei, ale jakoś nie potrafię oddalić od siebie przygnębienia. 

Ludzie, którzy nie protestowali w szkołach, które zamaskowały dzieci –  ich życie wróciło do normy!

Ludzie, którzy powiedzieli członkom rodziny, że są niemile widziani na kolacji z okazji świąt – ich życie wróciło do normy!

Nagle, w telewizji amerykańskiej pojawia się dr Anthony Fauci, ta skompromitowana kreatura, jednak żywej materii, która kierowała spustoszeniem pandemicznym przez dwa lata, opierając się na kłamstwach z pomocą skorumpowanej nauki.

Człowiek, który zrujnował środki do życia milionów, zniszczył edukację dzieci, pogrążył całe społeczności w nędzy -nagle oświadczył niczym Bóg, że pandemia się skończyła.

Niedawno zdałem sobie sprawę, że mój smutek nie był w rzeczywistości żalem, ale i to powie każdy psycholog, depresyjną irytacją, bezsilną wściekłością, mściwą bezsilnością. Zdałem sobie z tego sprawę. 

Nieskromnie powiem, że walczyłem ramię w ramię z nielicznymi, bez wytchnienia, przez ponad dwa lata, w zaciętej, wyczerpującej wojnie, aby przywrócić normalność, w której ludzie mogliby cieszyć się należnymi swobodami.

Byłem częścią luźnej społeczności – powiedzmy, w uproszczeniu, ruchu – ludzi odważniejszych i bardziej oddanych ode mnie; byłem częścią tego, co można by nazwać ruchem wolnościowym.

Ale tych bohaterów u boku których walczyłem, było żałośnie niewielu.

Może setki; może kilka tysięcy. Być może o wiele więcej nas popierało, ale nasz zapał i energia wciąż były bardzo rozrzedzone. Prawdziwi bohaterowie ryzykowali licencje medyczne, ryzykowali środki do życia, byli oczerniani i wyśmiewani przez swoich rówieśników.

Stracili pracę w szpitalach, laboratoriach naukowych, najbardziej prestiżowych i najbardziej skompromitowanych uczelni. Postawili swoje oszczędności i stracili je, ponieważ odebrano im dochody. 

Byli żałośnie nieliczni – prawdziwi lekarze, prawdziwi naukowcy, prawdziwi reporterzy, prawdziwi aktywiści i prawnicy.

Byli kierowcami ciężarówek, nauczycielami, policjantami, strażakami. Byli patriotami, bez tej nadętej sztampy medialnej, przypisywanej temu słowu.

Nie mieli łatwego życia. 

Wiecie, kto miał łatwiejsze życie w ciągu ostatnich dwóch lat? Cholerni Quislingowie (termin pochodzący od nazwiska norweskiego polityka, który w czasie II wojny poszedł na współpracę z Hitlerem w swoim kraju).

Ludzi, którzy bywali na przyjęciach lub zapraszano ich do mediów i kpili z nieszczepionych. Lekarze, którzy milczeli o szkodliwości szczepionek, gdy wyniki badań nastolatków prezentowały uszkodzenie serca.

Owszem, mogliby stracić licencje, gdyby powiedzieli choć słowo o tym, co wiedzieli. To byli dziennikarze, niedouczone cymbały, leniwe intelektualnie, którzy oczerniali i atakowali ruch wolności medycznej, zamiast donosić o wewnętrznych dokumentach Pfizera pokazujących masowe, nieujawnione katastrofy medyczne, co okazuje się być jedną z największych korporacyjnych przykrywek naszego pokolenia. 

Zrozumiałem źródło mojej wściekłości: ciężka praca, nieprzespane noce, izolacja, potępienie, troska o pieniądze i – cóż – zacięte bitwy toczone  przez nas – nielicznych, które pomogły tym Quislingom – kolaborantom, odzyskać to, co stracili w swej tępej głupocie – więcej wolności.

Walka, niestety, nie skończyła się – dopóki nie pojawi się nowe prawo, które uniemożliwi na przyszłość wprowadzenia prawa nadzwyczajnego na czas nieokreślony i dopóki każdy, choćby ostatni covidowy przestępca nie zostanie oskarżony i osądzony. 

I co z tego? Ludzie się z tym pogodzili, na wiele sposobów odzyskali swoją wolność i to im wystarczy.

Miliony przekonanych, że stało się to dzięki masowym szczepieniom. Głupcy.

Nie wiem czy znacie taki cytat, o deszczu, który pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych tak samo. 

Chciałbym sprawiedliwości, procesów, wyroków. Chciałbym, żeby ludzie zmierzyli się z tym, kim byli, co zrobili. 

Złapałem się nawet na tym, że mógłbym ogolić ludziom głowy i poprowadzić ich przez centrum – z namalowanymi na łysych czaszkach strzykawkami. 

Może nie jestem z tego dumny – ale społeczeństwo powinno pokazać swoich Quislingów, zdrajców.

Przecież zdrada stanu jest poważnym przestępstwem; oszustwo i przymus, maltretowanie dzieci, bezprawne przetrzymywanie i kradzież oraz narażanie ludzi na niebezpieczeństwo, a przecież wszystkie te przestępstwa zostały popełnione przeciwko nam  w imię walki z wirusem, a są to przestępstwa kryminalne. 

Aby społeczeństwo mogło się uzdrowić, musi być sprawiedliwość i dlatego jestem przygnębiony, bo nie wierzę w sprawiedliwość.

Aby mieć świadome, wolne społeczeństwo, musimy pokazać sobie ogromną zdradę umowy społecznej – zdradę popełnioną przez miliony współobywateli – w większości głupich, leniwych intelektualnie, ograniczonych w swoich ambicjach.

Czy miliony są w stanie pokazać palcem na siebie i wykrzyczeć: mea culpa? Mrzonki. 

Niech członkowie Rady Rodziców, dyrekcja szkoły, kuratorium i dalej ministerstwo, którzy pozwolili zamaskować dzieci, zostaną pozwani do sądu cywilnego.

Niech wykonują prace społeczne w pomarańczowych kamizelkach i zbierają śmieci na ulicach i w lasach.

Niech członkowie organizacji oraz urzędów, którzy bez powodu zamknęli firmy, miejsca pracy, staną w obliczu zarzutów przed prokuratorem. Niech ich nazwiska zostaną opublikowane w gazetach. Także nazwiska tych sprzedajnych lub głupich dziennikarzy.

Niech ci, którzy unikali nieszczepionych i wyrzucali ich ze swoich imprez albo zakazywali pojawiania na publicznych spektaklach i koncertach lub nie pozwalali swoim kolegom seniorom przychodzić na wykłady uniwersytetów III wieku za które zapłacili (tak, to do pani Sałacińskiej i tych, którzy ją popierali wśród kadry naukowej – to do pana, doktorze Łaniecki) sami doświadczą, jak to jest i zmierzą się z faktem, że byli nienawistni i zaangażowani w nienawiść. 

Niech rektorzy i dziekani, którzy, aby przyjąć politykę nakazującą szczepienia zdrowym młodym studentom – szczepionki, które zakłóciły funkcjonowanie ich młodych, zdrowych organizmów –  staną w obliczu procesów dotyczących wymuszania i lekkomyślnego narażenia na niebezpieczeństwo i przymus.

Niech dyrektorzy Big Pharmy i szefowie organizacji zdrowia publicznego, zostaną osądzeni za oszustwa, choroby i śmierć. Niech rozpoczną się procesy. 

Aby ludzie mogli być częścią zdrowego społeczeństwa, muszą stawić czoła samym sobie; a Quislingowie i kolaboranci powinni skonfrontować się z tym, co zrobili.

Jeśli popełnili przestępstwa, powinni zostać osądzeni i skazani.

Czy można wybaczyć?  Nie tym razem.

Jestem zły, że większość wróciła do normalności bez refleksji, a złoczyńcy z ostatnich lat, teraz, gdy dowody ich oszustwa i przymusu wychodzą nieodwołalnie na światło dzienne, chcą odejść po cichutku na paluszkach i oddalić się od miejsc ich masowych zbrodni. 

Wolność nie jest za darmo. Nie można odebrać wolności innym i cieszyć się nią bez kary za swoje uczynki.  A może jednak można?

Autor; Roman Pleszyński

______________________________