• FELIETON

7 marca 2022

Na jak długo starczy mi sił do pomagania?

Ono jest zawsze kosztowne. To nie jest zwyczajny koszt. Materialnie, nie ma to znaczenia. Biedni i tak nie pomagają, bo sami potrzebują pomocy. Tych, których na to stać, wydatki nie bolą. Zaczyna doskwierać coś innego.

Za każdym razem, gdy pomagam, przyjmuje do siebie historię cierpienia. Ono staje się też moim, bez względu czy tego chcę czy nie. Wypełnia mnie tragedia człowieka.

Dramat rodziny, która uciekła z Chersonia, brak wieści o mężu zaginionym gdzieś pod Mariupolem albo pozostawiona matka, weteranka zamierzchłej wojny, która postanowiła nie wyjeżdżać z Charkowa, bo jak twierdzi jest już za stara.

To nie są literackie fantazje. Ten człowiek siedzi na przeciwko i opowiada mi o wojnie, w zupełnie inny sposób od przekazów medialnych z linii frontu. Płacze.

Wzdycha i zadaje pytania, które rozsadzają umysł: „Czy mój Artem żyje?”, „Gdzie ja teraz się podzieję?”, „Co z nami będzie?”. Patrzę w oczy dziecka, nierozumiejącego jeszcze dlaczego mama płacze, a tata nie mógł tu przyjechać.

Czuje jak wypełnia mnie lęk. Nie, jeszcze się nie boję. Wojna toczy się daleko od mojego domu, ale strach i cierpienie już tu są. Siedzą przy kuchennym stole, nie mogą jeść, nie mogą spać, a w nocy budzi mnie czasami płacz tego małego ukraińskiego dziecka i uspokajający głos jego mamy.

Nie rozumiem, ale się domyślam, bo wiem, co ja szeptałbym mu do ucha. Ciszy tej nocy nie rozrywają huki bomb i obaw, czy następna nie trafi w nasz dom?

Jednak ja też nie mogę spać. Jak długo to wytrzymam? Jak długo będę mógł pomagać, za nim sam stanę się ofiarą tej wojny, która w swojej bezsilności, będzie potrzebowała pomocy? Wojna to zorganizowane szaleństwo, które każdego może doprowadzić do obłędu.  

Autor/ zdjęcie: Jakub Urbański

________________________________________