
Za każdym razem, gdy pomagam, przyjmuje do siebie historię cierpienia. Ono staje się też moim, bez względu czy tego chcę czy nie. Wypełnia mnie tragedia człowieka.
Dramat rodziny, która uciekła z Chersonia, brak wieści o mężu zaginionym gdzieś pod Mariupolem albo pozostawiona matka, weteranka zamierzchłej wojny, która postanowiła nie wyjeżdżać z Charkowa, bo jak twierdzi jest już za stara.
To nie są literackie fantazje. Ten człowiek siedzi na przeciwko i opowiada mi o wojnie, w zupełnie inny sposób od przekazów medialnych z linii frontu. Płacze.
Wzdycha i zadaje pytania, które rozsadzają umysł: „Czy mój Artem żyje?”, „Gdzie ja teraz się podzieję?”, „Co z nami będzie?”. Patrzę w oczy dziecka, nierozumiejącego jeszcze dlaczego mama płacze, a tata nie mógł tu przyjechać.
Czuje jak wypełnia mnie lęk. Nie, jeszcze się nie boję. Wojna toczy się daleko od mojego domu, ale strach i cierpienie już tu są. Siedzą przy kuchennym stole, nie mogą jeść, nie mogą spać, a w nocy budzi mnie czasami płacz tego małego ukraińskiego dziecka i uspokajający głos jego mamy.
Nie rozumiem, ale się domyślam, bo wiem, co ja szeptałbym mu do ucha. Ciszy tej nocy nie rozrywają huki bomb i obaw, czy następna nie trafi w nasz dom?
Jednak ja też nie mogę spać. Jak długo to wytrzymam? Jak długo będę mógł pomagać, za nim sam stanę się ofiarą tej wojny, która w swojej bezsilności, będzie potrzebowała pomocy? Wojna to zorganizowane szaleństwo, które każdego może doprowadzić do obłędu.
Autor/ zdjęcie: Jakub Urbański
________________________________________