
Wracanie do przeszłości i rozpamiętywanie naszych decyzji w kategoriach lepszej i gorszej ma się tak do rzeczywistości jak słoń do porcelany albo trawa do asfaltu.
Lepiej napić się wódki albo zapalić papierosa Boba Marleya. Nie dlatego, żeby było przyjemniej, ale spojrzenie na swoje życie z perspektywy jakiegoś odlotu daje lepszą perspektywę (oczywiście pod warunkiem, że nie robimy tego przez cały czas).
Taki punkt odniesienia wyrównuje poziom pomiędzy marzeniami, a rzeczywistością. Te drugie jest zdecydowanie lepsze i wbrew pozorom łatwiejsze.
Powrót do przeszłości i próba jej zmiany, to nic innego, jak właśnie marzenie o byciu kimś innym.
Być może uda się wyregulować te wszystkie rzeczy, których nie chciałeś, a jednak ci się przytrafiły (choć tego nigdy nie wiadomo), to jednak stracisz też te wszystkie najszczęśliwsze, które znalazły się w twoim życiu, bo właśnie coś tam przeżyłeś, czasami dzięki temu, że coś złego, coś fatalnego, coś czego nie chcesz pamiętać.
Tak naprawdę, to nie przyjemności, ale dramaty i fatalne decyzje, kształtują nas najlepiej.
Czasami to jeden, jedyny moment w życiu, ale tak ważny, że już nigdy nie będziemy tacy sami.
Nie wiem, czy inny oznacza lepszy, ale lepiej z odwaga spoglądać na to co się wydarzyło i co zrobiliśmy, niż płynąć wśród nierealnych marzeń.
Tym bardziej, że jeśli coś zmienimy, bo wydaje nam się na lepsze, to tak naprawdę uciekamy i możemy stracić coś ciekawego i niezwykle ważnego.
Może jednak warto pozostać tu, gdzie jesteśmy?
Tylko dla tej jednej chwili, która jest tego warta. Nawet jeśli już dawno minęła.
Wiem coś o tym. „Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne”, William Shakespeare.
Autor/zdjęcie; Jakub Urbański