• FELIETON

6 lipca 2021

My, kobiety i nasze ciała…

Jakże często zupełnie oddzielone od nas, od tego jak byśmy chciały się w nich czuć, jak byśmy chciały wyglądać, jak byśmy chciały, by one wyglądały. Tak często szukamy ratunku na zewnątrz, w dietach, kosmetykach, suplementach, siłowni, treningach, a czasem operacjach i zabiegach inwazyjnych. Dziś chcę Wam opowiedzieć kawałek swojej historii i tego, z czym ja się zmagałam.

POWRÓT DO SIEBIE – KIM JESTEM NAPRAWDĘ?

PROCES DOJRZEWANIA I DORASTANIA ZATRZYMANY W DZIECIŃSTWIE

Przez wiele lat, odkąd pamiętam, bo aż do 36 roku życia nienawidziłam siebie i nienawidziłam swojego ciała.

Gdy 10 lat temu mój terapeuta mnie zapytał, co chciałabym zmienić w swoim ciele odpowiedziałam mu, że łatwiej byłoby zapytać czego nie chcę zmienić.

Zapytał więc, czego nie chcę w nim zmieniać…, po czym nastąpiła długa chwila ciszy, bardzo długa, w głowie szukałam, skanując kawałek po kawałku swoje ciało, które jego elementy są ok.

Nie znalazłam nic. Na upartego powiedziałam, że nogi, a dokładnie łydki i może trochę usta są ok, no i uszy. 

Mój terapeuta był zaskoczony:⁃ Czyli nie kocha pani siebie?⁃ Kochać? A za co mam siebie kochać? Pokocham siebie, jak moje ciało będzie takie, jakie chcę by było… I tak się zaczęła moja podróż…

Moje ciało do tego czasu było mi ono obce, traktowałam je jak coś, co jest, w czym muszę być i szukałam opcji na zmianę go, stosując różne możliwości, które oczywiście kończyły się fiaskiem. 

KOBIECOŚĆ WE MNIE…

Proces terapii spowodował, że dotarliśmy do punktu dzieciństwa i tego, gdzie zatrzymała się moja kobiecość. Kiedy to ruszyliśmy to jakby otworzyła się puszka Pandory.

Wszystko eksplodowało, moja kobiecość emanowała ze mnie…, a wręcz nią tryskałam… Wtedy poczułam pierwszy raz, że być kobietą jest WSPANIAŁE!

I zmieniło się wszystko. Mój styl, moja fryzura, mój makijaż, moja szafa z ubraniami, moje całe życie. Stałam się na tyle atrakcyjna dla ludzi i kobiet, i mężczyzn, że na ulicy podchodzili do mnie lub w sklepie mówiąc, że tryska ode mnie taka kobiecość, jakiej nigdy nie widzieli… i ja też to czułam. 

ODRZUCENIE SIEBIE, TEGO JAKA JESTEM, UZNANIE, ŻE TO ZŁE

Wszystko trwało do momentu, gdy moje życie się zawaliło. To, co się stało przypisałam temu, jak wyglądałam. Odrzuciłam więc styl i sposób bycia i zaczęłam szukać innego, takiego, który nie powodował w ludziach takich emocji i nie eksponował moich wdzięków. 

Zaczęłam nową terapię.

Wychodziły mocne tematy, traumy, ogrom ran i bólu.

Czułam potrzebę bycia wśród kobiet, ale wiedziałam, że one nie zaakceptują mnie takiej, jaką byłam kiedyś, więc zaczęłam szukać zmiany, zaczęłam inaczej się ubierać, odrzuciłam swój styl całkowicie, zaczęłam nosić obszerniejsze ubrania, zmieniłam styl żywienia na minimum 5 posiłków dziennie, zmieniłam styl czesania się, butów – zamiast szpilek – płaskie. 

Moja córka mówiła, że nie noszę ubrań tylko szaty. Ale ja czułam wewnętrznie, że właśnie tak powinnam wyglądać, że tak jest ok, jak na matkę dwójki dzieci, na partnerkę i na kobietę poukładaną w sobie przystało. 

Co się zaczęło dziać?

To wszystko zaczęło się ok 5 lat temu, a kulminacyjny moment przybrało po urodzeniu mojej drugiej córki, czyli jakieś 2,5 roku temu.

Moje ciało po porodzie totalnie sfiksowało. Najpierw tłumaczyłam to sobie, i tak też inni mi tłumaczyli, procesami terapeutycznymi, rozchwianiem hormonalnym itd.,

Kiedy podawałam przykład, że po urodzeniu pierwszej córki wróciłam do figury po roku, mówili, że druga ciąża jest inna…, że wiek, że ciało… ble, ble… ble… 

SIŁOWNIA, SUPLEMENTY, DIETY

Ok, przyjęłam to i wskoczyłam na standardową ścieżkę: Siłownia x 7 dni w tygodniu po minimum godzinie! Efekt? ZERO! Wręcz odwrotnie, zaczęłam jeszcze bardziej tyć.  

Kolejny pomysł – CHORA TARCZYCA

Wtedy pojawiło się tłumaczenie, że to tarczyca…Zaczęłam szukać rozwiązań, bo na tarczycę jestem chora od 16 roku życia… 

Rozpoczęłam dietę, potem jeszcze więcej siłowni, homeopatię i inne suplementy…, nic nie pomagało, wręcz czułam, że moje ciało zamiast z wagą iść w dół robi coś kompletnie odwrotnego, jakby stawiało świadomy opór.

Pojawiło się kompulsywne jedzenie, wyjadanie wszystkiego z lodówki, podjadanie do późnych godzin nocnych. 

Z WEGETARIANKI W MIĘSOŻERCĘ

Zaczęłam jeść słodycze, fast food’y, chipsy wszystko to, co przez kilkanaście lat było dla mnie czymś zupełnie niepotrzebnym, czymś, na co nigdy nie miałam ochoty.

Jednak szczytem wszystkiego była nieprzeparta ochota na mięso! Nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym nie to, że byłam wegetarianką od 2013 roku! Byłam załamana!

Totalnie załamana! Szukałam pomocy wszędzie. Nikt nie był w stanie udzielić mi informacji, co się dzieje z moim ciałem.

I wtedy pojawiły się kolejne symptomy: wypadanie włosów, łysienie, wstrzymanie wzrostu włosów i paznokci, suchość skóry i zapadające się piszczele, wzdęcia, potem doszło uszkodzenie nerwu między 6-7 kręgiem szyjnym, hemoroidy, które uniemożliwiały mi spanie w nocy. 

Dotarłam do ściany. Do punktu, gdzie każdy rozkładał ręce i tłumaczył mój stan jakimiś bzdurami, a ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, że coś jest nie tak, że moje ciało się buntuje i nie wiedziałam tylko przed czym i czemu walczy ze mną. 

I to był początek.

Początek ogromnych zmian, gdzie sama zaczęłam docierać do punktów zapalnych i je uzdrawiać. Gdzie dotarłam do odpowiedzi, że to wszystko, co się zadziewało ze mną było spowodowane tym, że odrzuciłam kawałek siebie, że nie byłam w pełni SOBĄ! 

Zaczęłam pracować na kilku przestrzeniach…To, co było punktami określonymi, jako obszary do zmiany to:

1. Waga 2. Włosy – wypadanie, a potem zatrzymany wzrost (przez rok czasu urosły jedynie o 1cm) 3. Paznokcie 4. Skóra 5. Hemoroidy, uszkodzony nerw szyjny, bóle przedramienia, wzdęcia 6. Niechęć do dbania o siebie (przestałam się malować, ładnie ubierać) 7. Poczucie nieatrakcyjności 8. Brak pewności siebie 9. Zwątpienie w siebie, w swoją wartość 10. Nastrój depresyjny. 

Poprzez głębokie procesy medytacyjne, afirmacje, kontakt z WD, pracę z energią, ciałem i jego blokadami oraz zmianę przekonań zaczęłam odzyskiwać siebie, kawałek po kawałku.

Zniknęły hemoroidy. Zniknęły wzdęcia, zniknął ból ramienia i uszkodzenie nerwu. Włosy zaczęły odrastać, poprawił się stan skóry i paznokci.

Wróciła chęć dbania o siebie i, co najważniejsze, zaczęłam czuć niezwykłą więź z moim ciałem…Zaczęłam je naprawdę czuć i rozumieć jak nigdy wcześniej.

Zaczęłam je kochać, szanować i akceptować.

A za tym poszły ogromne zmiany w każdej płaszczyźnie mojego życia. 

Autor; Sylwia Pupek

Photo by Billie on Unsplash/Photo by Shifaaz shamoon on Unsplash