• FELIETON

24 czerwca 2021

Doświadczenia, które nas uczą czegoś w młodości, blakną wraz z coraz dalszą wędrówką w dorosłość

Odpięty stanik koleżanki z klasy, który kiedyś był bramą do raju, dzisiaj pozostaje zamglonym wspomnieniem, tak, jak niewyraźna jest jej twarz w mojej pamięci. Strach samotności w pustym, ciemnym lesie, to dzisiaj oaza spokoju, gdzieś daleko od cywilizacji. Wtedy? Gorzej niż w labiryncie Fauna.

Trywialność młodości jest tym silniejsza, im bardziej, dzisiaj, dotknęliśmy rzeczywistości. Pewnie, dlatego tak chętnie uciekamy do przeszłości, ponieważ jest taka nieskomplikowana, mimo że dawno temu, było to trudniejsze niż zdobycie Czomolungmy.

I za każdym razem, gdy już kończymy wspominać, pojawia się ta mało świadoma refleksja, że odległość, która sprawia, jak bardzo blakną nasze wspominki jest tak naprawdę tworem nas samych.

To, jak bardzo wchodzimy w życie powoduje, że tym szybciej i mocniej oddalamy się od tego, co kiedyś było dla nas takie ważne. I znowu wracamy do punktu wyjścia.

Niezależnie od tego, czy jesteśmy dzieckiem, czy dorosłym, cokolwiek jest ważne dla nas tu, czy wcześniej, to my jesteśmy jedynym autorem naszych wspomnień – tego jak one wyglądają.

„Nie hoduj w sobie więcej, niż możesz połknąć: miłości, uniesień czy nienawiści”, Charles Bukowski – Najpiękniejsza dziewczyna w mieście.

Autor/zdjęcie: Jakub Urbański