• FELIETON

31 marca 2021

Ciągle ktoś w różnych miejscach, namawia mnie do naprawy siebie

Jakbym był niedoskonały. Naprawdę? Mam robić szpagat, dobrze się odżywiać i ciągle osiągać sukces! Tylko po co? Gdyby to dotyczyło ludzi złych i zepsutych albo głupich, to rozumiem. Takich, którzy potrzebują ulepszenia, bynajmniej po to aby osiągnąć Master Class w samo-doskonałości, tylko żeby po prostu nauczyli się żyć z innymi.

No, ale ja? I tu ważna uwaga. Samodoskonalenie też jest przereklamowane, a nawet bywa pewnym rodzajem autodestrukcji. Ile mam jeszcze ćwiczyć i jeść marchewkę żeby być „wzorem” dla innych, jak te piękne influencerki? Jak długo mam się nauczyć skakać i robić przeintelektualizowane piruety, aby spełnić oczekiwanie jakiegoś publicznego mega pseudo-coacha, który mi mówią jak żyć?

Przecież, w większości przypadków, ludzie sięgają po tę radosną twórczość różnego rodzaju poprawiaczy i ulepszaczy, tylko dlatego że nie akceptują siebie. Nie akceptują natomiast, bo zamiast żyć swoim życiem, żyją według ocen innych. Jakkolwiek banalnie brzmi poprzednie zdanie, jest ono równie banalnie prawdziwie.

Tak samo zresztą, jak stwierdzenie „bądź sobą, czyli bądź taki jaki jesteś, tu i teraz”. W obu przypadkach banalność nie wyklucza prawdy o sobie i dobrego rozwiązania na życie – zaakceptowania siebie takim jakim jesteś. Nawet jeżeli wydaje ci się, że jesteś banalny. „Czym gardzisz? Po tym poznać, kim jesteś naprawdę”, Frank Herbert – Diuna.

Autor/zdjęcie; Jakub Urbański