
W czasie lockdownu dzieci muszą spędzać więcej czasu z rodzicami – a jego to złości – mówi mama 14-letniego Janka.
W wakacje 2020 Janek był na obozie harcerskim, aczkolwiek ten obóz nie był taki prawdziwy jaki mają harcerze, bo Janek był harcerzem… Obóz trwał 2 tygodnie gdzie zwykle trwa 3-4 tygodnie. Rodzice musieli sami dowozić dzieci i sami odwozić. Na obozie było dobrze, miał tam swoich ulubionych kolegów, dobrze się tam czuł.
Kiedy zaczęło się psuć?
To było w listopadzie 2020 roku, jak zaczęłam zauważać, zrobił się apatyczny, nic nie chciał robić. Syn przestał chcieć gdziekolwiek wychodzić. Jego obowiązkiem jest na przykład przynoszenie wody niegazowanej do domu, teraz to ja muszę ją przynosić ze względu na to że syn nie chce w ogóle wychodzić z domu. Ewentualnie do dziadków pojechać na weekend ale i tam siedzi cały czas przed komputerem. Nie ma jak go wyciągnąć z domu, mówię mu idź do kolegów idź po wodę do sklepu, spotkaj się z kolegami – on nic nie chce. Ja na jesieni pracowałam jeszcze normalnie, stacjonarnie. Wtedy tak bardzo to mi nie przeszkadzało. Odkąd przeszłam na zwolnienie zaczęłam z synem spędzać więcej czasu a on nie bardzo chciał ze mną spędzać czas. Zauważyłam że bardzo obniżyły się jego oceny, zawsze był w pierwszej trójce w klasie a tutaj nagle pały, pały, brak zadania domowego, nieobecności na lekcjach online, dużo spał. Dwa tygodnie temu w poniedziałek zajrzałam do dziennika elektronicznego stad moja wiedza o tym co się dzieje.
Nauczyciele teraz na lekcjach online sprawdzają co jakiś czas czy ktoś się nie wyłączył, czytając listę obecności. Janek nie chce się odzywać w ogóle na lekcjach. Wyszło, że jest zalogowany online ale zupełnie nie chce się odzywać. Do tego jego koledzy z harcerstwa zaczęli pisać do mnie że Janek nie chce uczestniczyć w zajęciach i że wypisał się z grupy harcerskiej. Miał przyjaciół wśród harcerzy ale nagle w ciągu trzech tygodni nie chciał uczestniczyć w zajęciach online…. a ja się o tym przypadkiem dowiedziałam. Jego koledzy z harcerstwa dzwonili do mnie co się dzieje z Jankiem bo oni też nie wiedzą. Zaczęłam go podpytywać dlaczego nie był na zbiórkach, czemu opuszcza lekcje, dlaczego dostał złe oceny, prosiłam wyjaśnij to z nauczycielem… Janek zdenerwował się. Zaczął walić komputerem o podłogę, klawiaturą rzucał w monitor, zaczął przewalać meble. Dzień wcześniej również zachowywał się agresywnie, z rękami do mnie…. na moją prośbę aby poprawił trochę ocen w szkole. Janek często mówił że poświęcam mu za dużo czasu i że ma tego dosyć.
Później zaczęłam dzwonić po szpitalach psychiatrycznych który z nich ma dyżur, okazało się że Konstancin ma dyżur tego dnia. Mieszkamy w Warszawie a tutaj nie ma wiele takich szpitali dla młodzieży. Dałam synowi środki uspokajające i z kolegą wspólnie zawieźliśmy go do szpitala do Konstancina.
Jak przyjechaliśmy do szpitala była rozmowa godzinna z psychiatrą, powiedzieliśmy co się dzieje, Janek opowiadał całkiem rzeczowo, był spokojny aczkolwiek cały czas siedział z zaciśniętymi pięściami i walił pięściami na poczekalni w ścianę, to było dziwne dla niego zachowanie. Lekarz powiedział że jest przyjęty na oddział aczkolwiek słyszałam w poczekalni jak pracownicy między sobą mówili ile mają miejsc dla dziewczynek a ile dla chłopców bo tam jest podział. Dziewczynek jest wiele wiele więcej. Lekarka powiedziała do mnie; proszę nie dzwonić częściej niż raz na tydzień…
W szpitalu nie ma lekcji online, a minął już drugi tydzień. Nasza macierzysta szkoła próbuje się jakoś z nimi dogadać bo w szpitalu nie można mieć sprzętu elektronicznego, nie można mieć internetu, nikt nie ma laptopów, telefonów z kamerkami czy internetem.
Syn chodzi tam na zajęcia terapeutyczne ma opiekę psychologów, obecnie odstawiono mu leki na depresje które wcześniej otrzymywał. Stwierdzono, że teraz tego nie potrzebuje bo może to powodować jeszcze większą agresje.
Czy uważa Pani że to właśnie lockdown przyczynił się do problemów Janka?
Myślę że tak, wcześniej jak się spotykał z harcerzami, zbiórki były normalne raz w tygodniu spotykali się, on chętnie chodził na te zbiórki. A tutaj zbiórki nagle online, lekcje online, on w ogóle przestał wychodzić z domu, na mnie się zaczął złościć. Janek mówi mi wprost, że ma mnie za dużo. Z kolegami również przestał utrzymywać kontakt, nigdzie nie chciał wychodzić.
Jankiem zainteresowała się szkoła, poleciła nam dwie placówki. Mieliśmy mieć konsultacje takie telefoniczne pierwsze z psychologiem ale już wtedy syn trafił do szpitala. Na bieżąco mam kontakt z psychologiem szkolnym, dyrektorem i wychowawcą Janka. Janek często nie logował się na zajęcia, zasypiał. Szkoła zaproponowała, że jak to się będzie dalej powtarzało to będzie chodził na zajęcia do szkoły, że będzie tam miał swoje stanowisko i Janek wziął to całkiem serio, raz poszedł nawet do szkoły ale się okazało że oni nie ustalili jeszcze tego między sobą. Ze szkołą Janka mam kontakt codziennie. Szkoła razem ze mną próbuje się dowiedzieć dlaczego w szpitalu nie może odbywać lekcji szkolnych. Syn twierdzi że na zajęcia trzeba się zapisać, nie wiem na jakiej to jest zasadzie. Nie można tam się niczego dowiedzieć. Nie mogę syna nawet odwiedzić ze względu na koronawirusa. Jak rozmawiam z synem przez tel. – bo tylko taki mamy kontakt, to Janek twierdzi że są tam dzieci bardziej agresywne niż on.
Gdy Janek wchodził na oddział podeszła do niego inna dziewczynka i powiedziała; widzę że pierwszy raz jesteś, a on do niej; a ty który? Ona; ja już drugi bo raz byłam w Józefowie. Tam już rozmawiał normalnie. W szkole Janka jest już kilkoro dzieci z taka samą historią co mój syn. Nauczyciele nie chcą o tym mówić, mówią tylko, że jest coraz więcej takich dzieci….
Photo by Soragrit Wongsa on Unsplash